środa, 15 stycznia 2025

Hostel Budda: Powitanie i pierwsze wrażenia cz.2

 

Droga z lotniska do hostelu Budda była okazją do pierwszych obserwacji Kiszyniowa. Miasto łączyło w sobie elementy nowoczesności i historii – szerokie ulice przeplatały się z wąskimi alejkami, a budynki o socjalistycznej architekturze sąsiadowały z nowoczesnymi kawiarniami i restauracjami. Po kilkunastu minutach jazdy taksówka zatrzymała się przed niepozornym budynkiem w spokojnej dzielnicy. Kierowca wskazał ręką wejście i z uśmiechem powiedział coś, czego nie zrozumiałem, ale wydawało się przyjazne.

W drzwiach hostelu powitał mnie młody, szczupły mężczyzna, który od razu emanował gościnnością. "Witaj! Jestem Alex, właściciel tego miejsca," powiedział po angielsku, co od razu ułatwiło komunikację. Z uśmiechem przejął mój bagaż, wskazując drogę do recepcji. Małe, ale przytulne pomieszczenie wypełniały kolorowe poduszki i książki, które dodawały charakteru temu miejscu. Alex opowiedział mi krótko o hostelu, jego historii i okolicy, sugerując kilka ciekawych miejsc do odwiedzenia w Kiszyniowie.

Hostel Budda okazał się kameralnym miejscem z zaledwie dwoma pokojami, co tworzyło przyjazną, niemal rodzinną atmosferę. Alex zaprowadził mnie do jednego z pokoi – małego, ale dobrze urządzonego. W środku znajdowały się dwa łóżka piętrowe, a mnie przypadło miejsce na górze. "To najlepsze łóżko – przy suficie zawsze cieplej," żartował Alex, widząc moją lekką konsternację. Szybko jednak doceniłem widok z góry na cały pokój i fakt, że było tam przytulnie.

Po rozpakowaniu się, zorientowałem się, że hostel nie tylko wyglądał domowo, ale i funkcjonował w podobny sposób. Wspólna kuchnia była wyposażona w podstawowe sprzęty, a ściany zdobiły zdjęcia i pamiątki z różnych stron świata – ślady podróżników, którzy zatrzymali się tu przed mną. Atmosfera była sympatyczna, a Alex co chwilę pytał, czy wszystko mi odpowiada i czy nie potrzebuję pomocy.

Wieczorem, siedząc w małym saloniku z kubkiem herbaty w ręku, poczułem, że hostel Budda będzie doskonałą bazą wypadową do odkrywania Mołdawii. Alex opowiadał mi o miejscowych zwyczajach, a ja, słuchając jego entuzjazmu, zyskałem poczucie, że w tym miejscu mogę poczuć się jak w domu.

środa, 8 stycznia 2025

Podróż z Warszawy do Kiszyniowa: Lot i pierwsze kroki w Mołdawii cz.1

 Na lotnisku Chopina w Warszawie zjawiłem się z dużym wyprzedzeniem, aby spokojnie przejść przez odprawę i cieszyć się atmosferą podróży. Lot do Kiszyniowa, stolicy Mołdawii, był zaplanowany na wczesne popołudnie. Po odprawie i chwili relaksu w strefie odlotów, w końcu nadszedł czas na boarding. Zająłem miejsce przy oknie, chcąc podziwiać widoki w trakcie lotu.

Start przebiegł płynnie, a miasto pod nami szybko zmieniło się w mozaikę pól i lasów. W samolocie panowała spokojna atmosfera. W trakcie lotu stewardesy oferowały przekąski i napoje – ku mojemu zaskoczeniu, dostałem darmowe ciasteczko. Proste, ale smaczne, idealne na podtrzymanie energii w czasie podróży. Lot był spokojny, bez żadnych turbulencji, a krajobrazy za oknem zmieniały się z każdą chwilą. Chmury w słońcu wyglądały jak miękka kołdra, a na horyzoncie pojawiały się cienie gór i dolin.

Lądowanie w Kiszyniowie było równie łagodne jak cały lot. Samolot dotknął ziemi niemal niezauważalnie, a na pokładzie rozległy się brawa od pasażerów. Kiedy wysiadłem na płytę lotniska, poczułem inne powietrze – ciepłe, ale świeże, zapowiadające nową przygodę.

Po odebraniu bagażu wyszedłem przed terminal, gdzie czekała kolejka taksówek. Podszedłem do jednego z kierowców, który wyglądał na rozmownego i chętnego do pomocy. Bariera językowa okazała się wyzwaniem – mówiłem po angielsku, a on odpowiadał w mieszance rosyjskiego i rumuńskiego. Po chwili negocjacji, za pomocą prostych gestów i kilku słów, udało mi się wyjaśnić, że chcę dotrzeć do hostelu Budda. Kierowca uśmiechnął się, potwierdzając, że wie, gdzie to jest, i zaprosił mnie do samochodu.

Zajmując miejsce w taksówce, poczułem, jak wkraczam w nowy świat – pierwszy raz w Mołdawii, pełen ciekawości, co przyniesie ta podróż.

środa, 1 stycznia 2025

Wizyta w Kryspinowie nad zalewem: Wycieczka rowerowa z Chrzanowa

 Moja przygoda rozpoczęła się we wczesnych godzinach porannych, gdy wsiadłem na rower w Chrzanowie i rozpocząłem wycieczkę w kierunku Kryspinowa. Po około 40 kilometrach jazdy dotarłem do zalewu, czując, że zmęczenie i wysiłek włożony w podróż były tego warte. Trasa była malownicza, a różnorodność krajobrazów po drodze sprawiała, że czas mijał szybko. Z każdą kolejną wiosłowaną drogą czułem się coraz bardziej zmotywowany, aby dotrzeć do celu.


Zalew Kryspinów okazał się idealnym miejscem na odpoczynek po długiej trasie. Po dotarciu na miejsce, z uśmiechem na twarzy, postanowiłem chwilę odpocząć, podziwiając rozległą wodną powierzchnię zalewu. Woda lśniła w promieniach słońca, a otaczająca przyroda tworzyła spokojną atmosferę. Przysiadłem na brzegu, zrelaksowany, czując, jak wszystkie mięśnie odprężają się po intensywnej jeździe.

Nad zalewem panował błogi spokój, idealny do złapania oddechu i rozkoszowania się chwilą. Spacerując wzdłuż brzegu, czułem jak energia wraca do mojego ciała. Kryspinów to miejsce, które przyciąga swoją naturalną urodą i atmosferą, sprzyjającą odpoczynkowi.

Po chwili relaksu postanowiłem udać się na jedną z plaż, gdzie można było skorzystać z różnorodnych atrakcji wodnych. Chociaż nie wypożyczyłem żadnego sprzętu wodnego, po prostu siedziałem i chłonąłem widok na spokojną wodę. Zalew Kryspinów to również idealne miejsce do rekreacji rowerowej, spacerów, a także na spotkania z naturą.

Po kilku godzinach spędzonych na odpoczynku i rozmyślaniach, ruszyłem w drogę powrotną, pełen wrażeń z tej wycieczki. Trasa z Kryspinowa do Chrzanowa, mimo że również wynosiła około 40 km, była przyjemnym zakończeniem tej aktywnej podróży.

piątek, 27 grudnia 2024

Wizyta w Czernej: Wędrówka, klasztor i Dolina Eljasza

 

Moja przygoda w Czernej rozpoczęła się od wysiadki z pociągu na niewielkiej stacji, gdzie powitał mnie spokój tego miejsca. Po chwili rozejrzałem się wokół – Krzeszowice to urokliwa miejscowość otoczona przyrodą, która zaprasza do pieszych wędrówek. Z bagażem pełnym energii, ruszyłem w kierunku żółtego szlaku, który był moją trasą na ten dzień.

Pierwsze kroki prowadziły przez malowniczy park, pełen starych drzew i krzewów. W tym zacisznym miejscu, wypełnionym śpiewem ptaków, czułem się jakbym przeniósł się do innej epoki. Zanim dotarłem do lasu, roztaczały się wokół mnie piękne widoki na okoliczne wzgórza i wzniesienia. Żółty szlak, który wybrałem, wiódł mnie przez park, a potem prowadził w głąb lasu, gdzie powietrze było rześkie, a cienie drzew dawały wytchnienie w słoneczny dzień.

Po kilku minutach marszu, szlak zaczął wznosić się pod stromą górę, a ja czułem, jak moje serce bije szybciej z wysiłku. Jednak wiedziałem, że nagroda na końcu tej wędrówki będzie tego warta. Górska ścieżka była wąska i stroma, a otaczający las sprawiał, że miałem wrażenie, jakbym wędrował przez dziką, niezamieszkałą krainę. Mimo zmęczenia, szedłem dalej, a widoki z każdej kolejnej wysokości motywowały mnie do dalszego wysiłku.

Po pewnym czasie dotarłem do celu – Klasztoru w Czernej. To miejsce o niezwykłej atmosferze, gdzie cisza lasu spotyka się z duchowym spokojem tego świętego miejsca. Klasztor jest jednym z najbardziej charakterystycznych punktów regionu, a jego historia jest głęboko zakorzeniona w religijnej tradycji. Zanim wszedłem do środka, zatrzymałem się na chwilę, aby podziwiać imponującą architekturę tego miejsca. Cała przestrzeń wokół klasztoru sprzyjała refleksji i zadumie.

W świątyni poczułem spokój, jakby czas zwolnił. Zasiadłem chwilę w jej wnętrzu, rozmyślając nad tym, co w tym momencie czułem. Atmosfera w świątyni była niezwykle spokojna, a wrażenie, które wywarła na mnie, zostało na długo w pamięci.

Po nawiedzeniu klasztoru, postanowiłem kontynuować wędrówkę w stronę Dolina Eljasza. To malownicze miejsce, pełne zieleni i otoczone stromymi zboczami, miało w sobie coś wyjątkowego. W dolinie panował absolutny spokój, a przejście wzdłuż strumienia sprawiało, że czułem się, jakbym był zupełnie oderwany od reszty świata. Ciche szumy wody i świeże powietrze sprawiały, że chwile spędzone w tym miejscu były prawdziwym odpoczynkiem dla duszy.

Zakończyłem wędrówkę z poczuciem spełnienia i relaksu, dziękując temu miejscu za wyjątkowe doświadczenie, które było pełne natury, historii i duchowości.

wtorek, 24 grudnia 2024

Spacer nad Balatonem w Trzebinii: Leżakowanie i zapiekanka

 


Dzień spędziłem nad Balatonem w Trzebinii, jednym z tych spokojnych miejsc, które idealnie nadają się na relaks. Po przyjeździe od razu poczułem spokój, który panował wokół. Zdecydowałem się na spacer wzdłuż brzegu, gdzie woda błyszczała w promieniach słońca, a zieleń roślin wokół stawu tworzyła wyjątkową atmosferę. Nad wodą było cicho i spokojnie, a cała okolica sprzyjała odpoczynkowi.

Po chwili spaceru dotarłem do miejsca, gdzie były ustawione leżaki – idealne miejsce na chwilę relaksu. Położyłem się, wciągnąłem głęboki oddech i po prostu cieszyłem się widokiem wody, która falowała delikatnie pod wpływem wiatru. Z tego miejsca mogłem podziwiać cały staw, a okolica wydawała się być perfekcyjnym punktem na odpoczynek, z dala od zgiełku codziennego życia. Słońce ogrzewało moją skórę, a szum drzew w tle dopełniał relaksującej atmosfery.

Kiedy poczułem, że czas na chwilę wytchnienia mija, postanowiłem udać się w stronęa budki z zapiekankami, którą zauważyłem wcześniej. Zapach ciepłej, chrupiącej zapiekanki rozchodził się w powietrzu, więc nie mogłem sobie odpuścić. Zdecydowałem się na klasyczną wersję z serem i pieczarkami – idealna przekąska na zakończenie odpoczynku. Siedząc na jednej z ławek, z zapiekanką w ręce, kontynuowałem podziwianie widoków – to były momenty, które naprawdę pozwalały na pełny relaks. Woda błyszczała, a w powietrzu unosił się zapach świeżo przygotowanej zapiekanki, co dodatkowo podkreślało sielski klimat tego miejsca.

Spacer nad Balatonem w Trzebinii, z chwilą odpoczynku na leżaku i smaczną przekąską, okazał się doskonałą okazją do spędzenia czasu na łonie natury, z dala od codziennych obowiązków. Z pełnym brzuchem i zrelaksowanym ciałem, ruszyłem w drogę powrotną, pełen wrażeń z tego pięknego dnia.

niedziela, 22 grudnia 2024

Spacer nad Zalewem Chechło w Chrzanowie: Tama, ćwiczenia i kajak

Dzień rozpocząłem od spaceru nad Zalewem Chechło w Chrzanowie, gdzie miałem okazję odpocząć na świeżym powietrzu i cieszyć się pięknem okolicy. Pogoda była idealna na taki relaks – słońce świeciło, a woda w zalewie odbijała jej promienie, tworząc malowniczy krajobraz. Postanowiłem rozpocząć od przechadzki wzdłuż brzegu, ciesząc się ciszą i spokojem tego miejsca.

Po drodze dotarłem do tamy, która była jednym z ciekawszych punktów spaceru. Tama nad Zalewem Chechło to imponująca konstrukcja, która nie tylko pełni funkcję ochronną, ale także stanowi ciekawą atrakcję turystyczną. Z tego miejsca rozciągał się świetny widok na cały zalew, a szum wody przelewającej się przez tamę tworzył wyjątkową atmosferę. Zatrzymałem się na chwilę, by podziwiać to inżynierskie dzieło i zrobić kilka zdjęć, zachowując wspomnienia z tej części wycieczki.

Kiedy postanowiłem ruszyć dalej, trafiłem na urządzenia sportowe w plenerze, które są zainstalowane tuż przy ścieżkach spacerowych. Wykorzystałem okazję i przez chwilę poćwiczyłem na różnorodnych sprzętach, takich jak orbitrek czy drążki. To doskonałe miejsce, by połączyć przyjemność ze zdrowiem – świeże powietrze, aktywność fizyczna i widok na zalew sprawiały, że ćwiczenia były o wiele bardziej przyjemne.

Po chwili intensywniejszego treningu postanowiłem zakończyć część sportową wycieczki i skupić się na wodnych atrakcjach. Wypożyczyłem kajak, co okazało się świetnym pomysłem na kontynuowanie relaksu. Wiosłowanie po spokojnej wodzie zalewu było niezwykle odprężające. Z kajaka mogłem podziwiać zalew z innej perspektywy – widok na okoliczne wzgórza, zieleń brzegów i odbicia wody sprawiały, że czułem się całkowicie zrelaksowany. Wiosłując, dotarłem w kilka malowniczych zakątków, które wciąż były z dala od turystycznych tłumów, co sprawiało, że czułem się jak w małym, przytulnym świecie.

Po około godzinie spędzonej na wodzie, wróciłem do brzegu, pełen energii i zadowolony z wrażeń. Spacer nad Zalewem Chechło to naprawdę wyjątkowe doświadczenie – połączenie relaksu na świeżym powietrzu z aktywnością fizyczną i możliwością obcowania z naturą. Zakończyłem dzień na jednej z ławek przy zalewie, ciesząc się pięknym zachodem słońca, który zakończył moją wycieczkę.

czwartek, 19 grudnia 2024

Wizyta w Palmiarni w Poznaniu

Moja wizyta w Palmiarni w Poznaniu była prawdziwą przyjemnością – to jedno z tych miejsc, które łączy w sobie przyjemność zwiedzania z relaksem w otoczeniu przyrody. Palmiarnia, położona w sercu Parku Wilsona, już od wejścia zapraszała do odkrywania tropikalnych zakątków pełnych egzotycznych roślin.

Wszedłem do środka i od razu poczułem, jak temperatura i wilgotność powietrza wprowadzają mnie w klimat tropikalnych ogrodów. Otaczały mnie bujne rośliny, których nie spotykam na co dzień w Polsce – palmy, paprocie, a także przepiękne kwiaty, których kolory były niemal nasycone intensywnością. Powietrze pachniało świeżością, a każdy krok prowadził mnie do nowych zakątków, gdzie mogłem podziwiać roślinność charakterystyczną dla różnych stref klimatycznych.

Spacerując po palmiarni, odwiedziłem kilka różnych sekcji. W części tropikalnej poczułem się jak w prawdziwej dżungli – gęste korony roślin, liście o różnych odcieniach zieleni, a także egzotyczne kwiaty o intensywnych barwach, takich jak storczyki czy hibiskusy. Wędrując dalej, natknąłem się na część roślinności subtropikalnej, gdzie dominowały krzewy cytrusowe i oliwki, a zapach powietrza był pełen słodyczy.

W Palmiarni znajduje się również część, gdzie hodowane są kaktusy i sukulenty, które zachwycały mnie swoją różnorodnością form i kolorów. Miałem wrażenie, jakbym przeniósł się na inne kontynenty – z jednej strony do gorącej Afryki, z drugiej do Ameryki Południowej.

Wśród roślinności natknąłem się także na ciekawe akcenty architektoniczne – stylowe fontanny, mostki i małe stawy, które dodawały temu miejscu jeszcze większego uroku. Zatrzymałem się na chwilę przy jednym z mostków, podziwiając wodne rośliny i ryby pływające w przejrzystych wodach.

Na końcu mojej wizyty postanowiłem udać się na taras widokowy, z którego rozciągał się przepiękny widok na Park Wilsona i okolice. To idealne miejsce na chwilę odpoczynku po całym zwiedzaniu. Czułem się tam zrelaksowany i odprężony, jakby czas na chwilę się zatrzymał.

Palmiarnia w Poznaniu to wyjątkowe miejsce, które pozwala na chwilę ucieczki od miejskiego zgiełku, oferując możliwość obcowania z naturą i egzotycznymi roślinami z całego świata. To idealne miejsce, by odpocząć, podziwiać przyrodę i zainspirować się pięknem roślinności.